26.01.2014

R. 9 ` Metaforyczne iskry

Cześć, podobno do mnie dzwoniłaś - rzekłam na wstępie, gdy Selena nareszcie odebrała połączenie.
 - Tak, ale odebrał pan bufon - odparła z wyrzutem.
 - Przepraszam, zapomniałam zabrać komórkę z jego samochodu, ale już mi ją oddał - wyjaśniłam uprzejmie, przeglądając wiszącą w moim pokoju półkę z płytami.
 - Wytłumaczysz się wieczorem - powiedziała tajemniczo, a jej nastrój uległ nagłej zmianie.
 - Wieczorem? - powtórzyłam, ściągając brwi.
 - Wpadniemy po ciebie przed siódmą - powiedziała z radością.
 - Selena - zaczęłam, lecz dziewczyna się już rozłączyła.
Złość przepełniła moją osobę od stóp po głowę, przez co z trudem powstrzymałam się przed ponownym wybraniem numeru brunetki. Odrzuciłam telefon ze wstrętem na gładko pościelone łóżko, po czym skierowałam się do otwartych drzwi balkonowych. Usiadłam na progu, wzrok wbijając w ogromną wierzbę płaczącą tuż przed moimi oknami oraz zastanawiając się nad własną sytuacją.
W moim życiu zdecydowanie coś ulegało zmianie. Przez jedną sprawę, jaką był wywiad, poznałam ludzi, którzy najwyraźniej chcieli spędzać czas w moim towarzystwie. Czy to aby nie dziwne?
Westchnęłam głośno, opierając głowę o framugę, jednocześnie pozwalając słońcu swymi ciepłymi promieniami ogrzać jej powierzchnię.
Carpe diem, jak mawiał Horacy. Chwytaj dzień.

Czterdzieści po szóstej popołudniu przed bramą zaparkowało czarne, lśniące od czystości volvo. Przyglądając się samochodowi zza firanki w salonie, czekałam, aż ktoś wyjdzie z jego wnętrza, by mnie zabrać. Nic takiego jednak się nie zdarzyło, a ja nie miałam zamiaru pierwsza wyciągać przyjaznej ręki. Po dobrych dziesięciu minutach usłyszałam jednak klakson, co tylko mnie dodatkowo zdenerwowało.
Zabrałam po drodze dużą, skórzaną torbę, a następnie wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
 - Ruszyłabyś się trochę, laleczko – rzekł zalotnie siedzący na miejscu kierowcy Gregg, zsuwając szybę.
Puściłam to mimo uszu, chwytając za srebrną klamkę tylnych drzwiczek. Usadowiłam się na beżowej tapicerce, jaką obito fotele.
 - Cześć – przywitałam się, patrząc na siedzącą obok szatyna Selenę.
Ciemne włosy związała w dwa grube kucyki, swobodnie opadające na ramiona. Znów założyła czarną koszulkę, a do tego krótkie spodenki ze zwisającymi wzdłuż jej jasnych, zgrabnych nóg szelkami z szachowych wzorkiem.
 - Hej – mruknęła jakby niechętnie, podczas gdy Sulkin wyjechał na drogę.
 - Gdzie jedziemy? – spytałam zakłopotana.
 - Zobaczysz – odrzekła Sel, uśmiechając się do mnie.
Z głośników zaczęły płynąć ostre brzmienia gitary, a już po chwili mocny głos mężczyzny.
Nie zwracając na nich uwagi, wyjęłam z kieszonki kremowego żakietu telefon, zaraz wybierając numer Eddie’ego. Czekając aż odbierze, napotkałam pytające spojrzenie Gregga we wstecznym lusterku.
 - Halo? – usłyszałam w przyłożonym do ucha aparacie.
 - Hej, Ed. Jesteś w szpitalu? – zapytałam bez ogródek.
 - Tak – odparł, a w jego głosie dało się wyczuć zmęczenie. – Jest tutaj też twoja babcia. Podziwiam was za zdolność wytrzymania w jej towarzystwie dłużej niż pół godziny – stwierdził poważnie, na co zachichotałam pod nosem.
 - Jak się czuje mama? – zadałam kluczowe pytanie.
 - Bez zmian – rzekł sucho, nie potrzebowałam więcej informacji.
 - Aha. Powiedz jej, że jutro rano ją odwiedzę. Na razie – pożegnałam się, wciskając klawisz z czerwoną słuchawką. Schowałam komórkę, wyglądając przez okno.
Staliśmy przed podłużnym budynkiem pośród kilku innych samochodów. Poczerniałe ściany oraz ciężkie, stalowe drzwi pomalowane na zardzewiały już bordowy kolor, odznaczające się tuż nad kilkoma schodkami, sprawiały miejscu wrażenie jakiejś speluny. Niewielki neonowy szyld podświecał co sekundę na jaskrawą żółć tylko niektóre z liter, tworzących napis ,,Courtney’s’’.
Skrzywiłam się mimowolnie, osądzając knajpę mianem podrzędnego lokalu z ogromem facetów przy drewnianych stolikach, żłopiących piwo z wielkich, szklanych kufli. Za atrakcję wieczoru uznałam niemal odkryte piersi blond kelnerki lub mecz emitowany w starym odbiorniku.
 - Pozory mylą – stwierdziła Selena, jakby czytając mi w myślach.
Razem z Greggiem wysiedli na zewnątrz, a ja podążyłam ich śladami. Skierowaliśmy się do wcześniej wspomnianych drzwi, które chłopak otworzył z trudem. Oczywiście nie mogło się to obejść bez komentarza brunetki.
 - Siłownia się kłania, panie Sulkin. – Zaśmiała się perliście.
Do środka weszłam z niechęcią, wzrok wbijając w czerwony dywan. Lecz po podniesieniu głowy, spotkało mnie nie lada zaskoczenie. Rozszerzyłam powieki do granic możliwości, a na moje usta wpełzł nieśmiały uśmiech. Nie tego się spodziewałam.
Delikatnie oświetlone halogenami pomieszczenie potrafiło uroczyć już za pierwszym zerknięciem. Czarne stoliki zostały porozstawiane asymetrycznie zarówno na drewnianej posadzce właściwego parteru, jak i na wzniesieniu po prawej stronie. Tuż przed nim dało się dostrzec bilard oraz stół do piłkarzyków. Z drugiej strony natomiast widniała scena z wszystkimi potrzebnymi do koncertów sprzętami. W różnych miejscach zauważyłam wbudowane w kolumny kominki, co od razu wprawiło mnie w zachwyt. Zawsze uważałam, że dodają niesamowitej atmosfery pomieszczeniom. Na wprost wejścia stała długa, drewniana lada, a za nią ubrana na czarno szatynka z włosami ściągniętymi w starannego kucyka oraz umięśniony chłopak w niebieskiej koszulce. Oboje wydawali się być gdzieś w naszym wieku. Ściany pomalowano na ciemny odcień czerwieni, ładnie kontrastującej z elementami bordowego oraz czerni.
Znajdowało się tam dość dużo osób, zarówno nastoletnich, jak i dorosłych. Siedzieli na krzesłach, rozmawiając przy zagłuszającej muzyce płynącej z radia położonego na scenie. Jedynie większa, zbita grupa na podeście przyciągała uwagę. Wszyscy śmiali się głośno, jakby znali się od lat, siedząc dookoła owalnego stołu. Każdy trzymał w ręku kieliszek ze złotą cieczą, a jeden z mężczyzn wykrzyknął:
 - Zdrowie rodziny Jonas!
Reszta zaśmiała się jakby na znak, po czym upili nieco szampana.
Wtem zorientowałam się, co przed chwilą usłyszałam. Od razu skojarzyłam fakty. W końcu Joe sam mówił o zlocie rodzinnym. Najwyraźniej wpadłam w samą paszczę lwa, robiąc mu przy tym nie lada niespodziankę. Przeklęłam w myślach własny pech, po czym pomaszerowałam do lady, gdzie już siedzieli na wysokich krzesłach moi towarzysze.
 - Dlaczego nie? Mogę ci zapłacić, Courtney na pewno nie będzie miała nic przeciwko – mówiła do nich nieznajoma dziewczyna, czyszcząc szmatką szkliwo.
Przysiadłam obok Seleny, zaczynając się przysłuchiwać ich rozmowie.
 - Nie, Skye. Dziś nie mam na to najmniejszej ochoty – stwierdziła Selena głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Szatynka pokręciła głową, odstawiając na blat wypolerowaną szklankę.
 - Chyba że.. – Gomez nagle zmieniła zdanie, posyłając dziewczynie promienny uśmiech. – Albo okej.
 - Wielkie dzięki. – Skye się szczerze ucieszyła, zaraz znikając za drewnianymi drzwiami.
Sulkin zamówił dla nas u barmana jakieś drinki, na co od razu zaprotestowałam, prosząc jedynie o sok jabłkowy. Nie piłam z wyboru, abstynencja wsiąkła mi już w skórę. 
Zabraliśmy napoje, po czym pomknęliśmy do jednego z wolnych stolików, tuż przy kominku, gdzie płomienie trzeszczały wesoło, machając gorącymi językami. Choć lato było w pełni, a pogoda wcale nie wymagała dodatkowego ocieplenia, nikomu to nie przeszkadzało.
 - Czy to nie Jonas? – mruknął Gregg, spoglądając na scenę, obok której kręcił się brunet z burzą loków na głowie, oglądając z daleka wystawione gitary.
 - Taaa – mruknęła Selly, następnie upijając przez zielonkawą słomkę nieco napoju.
 - Mają zlot rodzinny – uświadomiłam ich, bawiąc się papierową parasolką przyczepioną do mojej szklanki.
Oboje spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, oczekując najwyraźniej jakichś wyjaśnień.
 - Joe mówił. W końcu przyjechał dziś do mnie, żeby oddać telefon. - Spojrzałam wymownie na brunetkę, aby przypomnieć jej rozmowy z Josephem. Nie kto inny, tylko ona straszyła go sądem.
 - No tak – przytaknęła, zaraz wstając do pionu. – Idę omówić ten cały występ – poinformowała nas, krocząc powoli w stronę baru.
Zostałam sama z szatynem, co chwilę zerkając w stronę wzniesienia tuż przede mną. Sama nie rozumiałam dlaczego, lecz szukałam wzrokiem średniaka z zespołu JB, pamiętając o jego szarej marynarce oraz beżowej koszulce.
 - Kogo tak wypatrujesz? – wypalił Gregg, patrząc na mnie podejrzliwie.
 - Nikogo. Rozglądam się, jestem tu pierwszy raz.
Pokiwał głową, a ja poczułam się nieco niezręcznie. Siedziałam tam z nim sama, nie mogąc nawet znaleźć wspólnego tematu. Zresztą on wcale nie wysilał się, by rozpocząć jakąkolwiek rozmowę. Wpatrywał się w okno tuż za mną, raz po raz odwracając oczy na ekran swego BlackBerry.
 - Pójdę do toalety – powiedziałam w końcu, odgarniając z twarzy grzywkę.
 - Obok podestu w prawo – poinstruował mnie, uśmiechając się zachęcająco.
Wyminęłam go bez słowa, obciągając żakiet na fioletowej koszulce. Jasne balerinki ślizgały się po podłodze, co zmuszało mnie do ostrożniejszego balansowania każdego kroku. Skręciłam według instrukcji Sulkina, wchodząc do wąskiego korytarza ze ścianami wyklejonymi płytami oraz zdjęciami w ramkach. Nie zatrzymałam się przy nich, udając się prosto do drzwi z narysowaną dziewczynką w sukience. Weszłam do niewielkiego pomieszczenia z całą ścianą luster nad umywalkami oraz drugą z kilkoma kabinami. Przyjrzałam się swemu odbiciu, ręce opierając na kamiennej powłoce przytwierdzonej do ściany misy, zaraz obmywając dłonie chłodną wodą.
Zastanawiałam się, co robię w Courtney’s, zamiast siedzieć przy schorowanej matce lub pomagać Maddie w uporaniu się z wiekiem dojrzewania. Przecież właśnie w niego wchodziła, bez matki. Powinnam ją godnie zastąpić, nawet jako starsza, przyrodnia siostra. Tymczasem próbowałam życia towarzyskiego, a ono wcale mi nie wychodziło.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk przychodzącego smsa, wydobywający się z moich spodni. Wyjęłam telefon, od razu odbierając wiadomość. Dallas. Znów przeciągnęła swój przyjazd o dwa tygodnie. Nie rozumiałam, co nią kierowało. Nasza rodzicielka prawie umierała, a ona wolała siedzieć na uczelni.
Odetchnęłam głęboko, postanawiając wrócić do domu. Szybkim krokiem wyszłam z ubikacji, dumnie podnosząc głowę. Niestety, nie zorientowałam się w porę, że z pomieszczenia obok, gdzie znajdowała się toaleta męska, również ktoś wychodził. Zderzyliśmy się, na szczęście bez upadku. Odruchowo dotknęłam czoła, które pulsowało bólem. Ze złością spojrzałam na chłopaka, natychmiastowo go rozpoznając.
 - Więc jednak zmieniłaś zdanie? – zapytał, unosząc kąciki ust do góry.
 - Z czym? – zapytałam zdezorientowana, pocierając obolałe miejsce.
 - Moja propozycja towarzyszenia mi na zjeździe – przypomniał, z rozbawieniem przyglądając się moim poczynaniom.
 - Nie – odparłam ze złością. – Nie wiedziałam, że to tu – dodałam zmieszana.
Bądź co bądź, w jego oczach mogło to się wydawać nieco dziwne. Moje pojawienie się akurat w tym samym miejscu, do jakiego chciał mnie tego dnia zabrać.
Żadne z nas już nic nie powiedziało, choć przecież nadal wpatrywaliśmy się w siebie. Nie widziałam jednak niczego poza jego czekoladowymi tęczówkami, tak głębokimi oraz płynnymi niczym brązowy ocean, któremu zupełnie chętnie i z przyjemnością mogłabym się dać ponieść. W dodatku te błyszczące ogniki, nie mogłam rozpoznać ich znaczenia. Brunet zbliżył się prawie niezauważalnie, a jego twarz zdawała się wyrażać ciekawość, a także coś w rodzaju wątpliwości. Zanim zdążyłam się przebudzić i zareagować, on musnął delikatnie swoimi wargami me usta, co znieczuliło wszystkie moje zmysły, jednocześnie odczuwając jego bliskość jeszcze bardziej. Wpił się w nie mocniej, już po chwili rozwierając językiem. Do tej pory nie umiem opisać dokładnie uczuć, jakie mną zawładnęły. Ekstaza, euforia, chęć bycia z nim. Choć przecież wcale się nie znaliśmy. To była chemia, metaforyczne iskry tryskały wokół nas z zadziwiającą intensywnością.
 - U la la, cóż za romanse – rzekł ktoś tuż obok nas, na co oderwaliśmy się od siebie jak poparzeni. – Josephie, może przedstawisz mi twoją nową zdobycz? – zadał pytanie blondwłosy nastolatek z dziecięcą, okrągłą buzią.
 - Cześć, Travis. Nie wiedziałem, że przyjedziesz – odezwał się zdezorientowany Joe, ściskając jego rękę. – Demi, to jest mój kuzyn Travis. Travis, to Demi. Przestań z tymi zdobyczami, wcale nią nie jest – zaznaczył. – To moja dziewczyna – wyznał z dumą, obejmując mnie w pasie.
               W ułamku sekundy odwróciłam się do niego, obdarzając piorunującym wzrokiem.
*
Dobry wieczór, kochani! Dodaję dziś rozdział z dwóch powodów. Po pierwsze poprzedni razi swą beznadziejnością na stronie głównej, a po drugie mam taką niewymowną ochotę wchodzić tutaj i czytać Wasze komentarze w nadchodzącym tygodniu :) Możecie mi życzyć weny, bo będę miała czas na pisanie. Uwielbiam Was!

10 komentarzy:

  1. No to coś czuję że Demi się odegra....
    Jestem ciekawa jak postąpi...
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No no no. Ciekawi mnie co Demi zrobi. Jestem tego tak ciekawa jak nwm. Ciekawi mnie także czego oczekuje Joe od niej. , Demi najwidoczniej też coś zaczęła czuć do średniaka. Życzę ci mnóóóóstwa weny ponieważ kocham to opowiadanie!!. Czekam na nn :)
      [behind--enemy--lines]

      Usuń
  3. Czemu w takim momencie? xD Teraz nie zasne :3 Rozdział jak zwykle świetny. Czekam na więcej ^^ Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Akcja się zagęszcza. Ciekawe jak zareaguje Demi. Przecież sama też oddała pocałunek. Ba! Nawet gdyby kuzyn im nie przerwał, to może trwałoby to dłużej. Czekam na nn i życzę weny. Pisz dużo i długo. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholercia, Joe jest taki pewny siebie! A Demi pewnie wkurzona. Jestem ciekawa co z tego wyniknie i to bardzo.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział =)
    Pozdrawiam, Lumina

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, nie lubię Dallas. Za to uwielbiam Selenę! Jest naprawdę świetna. Joe nieźle wrobił Demi, ale mam nadzieję, że jest cwana i się wywinie. Strasznie krótki rozdział, ale oczywiście, jak zawsze jest świetny. Czekam na dziesiątkę.
    Pozdrawiam :) xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział ciekawi mnie co teraz zrobi Demi już nie mogę doczekać się nn

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale zżera mnie ciekawość!Widzę że tylko nie ja jestem niepojęcie ciekawa co zrobi Demi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Awww♥ Świetne *-*

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Yassmine.